My agentów nie mamy

Udostępnij:

W teczce agenta PAULO (inne pseudonimy: ŠOTEK, KAT), założonej dla brazylijskiego dziennikarza Roberto Plassinga i prowadzonej w latach 1959 -1965, spotkałem się z opisem „rozmowy ideologicznej”, którą odbył towarzysz-organ prowadzący (OP, czyli oficer czechoslowackiego wywiadu, pracujący w Brazylii) z jego brazylijskim agentem. Dokument ten rzuca światło na sposób perswazji, stosowany przez wywiadowców, jak i również na pewien zamęt w umysłach Brazylijczyków o postępowych poglądach w latach 60 ubiegłego wieku. Agent PAULO został zwerbowany 16. grudnia 1960 w barze Maxim w Rio de Janeiro. Był to bardzo pożyteczny agent, dzięki któremu czechosłowacki wywiad w Brazylii zrealizował cały szereg operacji aktywnych (spraw operacyjnych). Dostarczał on również cenne materiały o wartości wywiadowczej. Ponieważ do współpracy nakłoniono go – mówiąc językiem komunistycznego wywiadu – na bazie ideologiczno-finansowej (po prostu nie był on aż tak bardzo gorącym zwolennikiem obozu socjalistycznego, przede wszystkim były mu potrzebne pieniądze), to jego morale nie zawsze były, by tak rzec, na odpowiednim poziomie.

Zdarzało się, że nie przychodził na spotkania ze swoim organem prowadzącym (tow. Jezerskim) i te nieobecności sygnalizowały jego chwiejność, co mogło grozić poważnymi konsekwencjami, nawet dekonspiracją.

Jeśli zdarzyło się, iż agent PAULO nie stawił się na wcześniej uzgodnione spotkanie, jego organ prowadzący miał możliwość ustalenia innego spotkania. W tym celu stosowano ustaloną procedurę, która została opisana w teczce agenta:

„OP (organ prowadzący) narysuje na słupie przed budynkiem 525 na Rua Visconde Pirajá (w Rio) białą kredą kółko na wysokości 150 cm od ziemi. Słup jest czarny, metalowy, stoi po lewej stronie od wyjścia z kamienicy nr 525. Kółko narysuje tak, by osoba wychodząca z kamienicy zobaczyła znak bez konieczności obchodzenia słupa. Znak ten oznacza, że spotkanie odbędzie się następnego dnia o godz.12.30 w restauracji DOM CICILLO.”

W marcu 1961 PAULO kilkakrotnie nie zjawił się na spotkaniach, ba, ignorował nawet te ustalone przez narysowany znak. W końcu spotkanie odbyło się w kwietniu i organ kierujący w raporcie pisanym do Pragi częściowo usprawiedliwia swego agenta tym, że w tych dniach (w marcu) często padało i deszcz mógł zmyć znak narysowany kredą. Jednakże wywiadowca zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji – niesubordynacja agenta była bardzo niepokojąca i dlatego podjął decyzję, iż przeprowadzi szkolenie ideologiczno-polityczne. Coś takiego należało zresztą do obowiązków OP – ich zadaniem było nie tylko zdobywać od agentów tajne informacje, uprawiać poprzez nich politykę wpływu, ale również szkolić ich politycznie.

Towarzysz Jezerský (pseudonim OP, prawdziwe nazwisko: František Vacula) pisze dalej w raporcie, że ze względu na tę niesubordynację agenta postanowił poświęcić spotkanie w dniu 7.04.1961 „wyłącznie rozmowie” Opis tejże rozmowy, argumentacja czechosłowackiego wywiadowcy, warte są zacytowania (w tłumaczeniu starałem się zachować sposób wyrażania się oficera wywiadu łącznie z jego specyficzną stylistyką):

„Muszę wyjaśnić dodatkowo jeszcze niektóre okoliczności. Agent PAULO jest wprawdzie dziennikarzem, pracował dla trzech gazet, ale potrzebował dużo pieniędzy na utrzymanie dwóch domów, byłej małżonki, dzieci w drogim internacie i jeszcze swojej kochanki.”

Dla wyjaśnienia: posiadanie kochanki było wówczas w Brazylii normalnym zjawiskiem i wcale ludzi nie kompromitowało. PAULO pracował więc na kilku etatach i ponieważ potrzeba mu było dużo pieniędzy, chętnie podjął się współpracy z czechosłowackim wywiadem, ponieważ za teksty, które OP kazał mu opublikować (dodajmy, że nie jeden raz dostawał gotowe tezy od OP, czasami nawet cały tekst), otrzymywał de facto podwójne pieniądze – od wydawcy gazety i od komunistycznego wywiadu. Wynagrodzenie od OP agent musiał zatwierdzić podpisem – wywiad wymagał tego nie tylko po to, by mieć na agenta coś kompromitującego, ale także dla swej wewnętrznej kontroli wydatków (pieniędzmi nie wolno było szastać). W trakcie współpracy z tym agentem doszło do jednej istotnej zmiany. Dotąd PAULO chętnie spełniał zadania StB, ponieważ – jak już stwierdzono wyżej – robił to dla pieniędzy. Ale PAULO otrzymał intratną posadę w amerykańskim truście przemysłu mięsnego, działającym w Brazylii. Został szefem działu prasowego Syndykatu FRIO Sao Paulo. Dziś powiedzielibyśmy, że stał się szefem działu Public Relations. I tam zarabiał naprawdę sporo. Dla czechosłowackiego wywiadu i ta nowa posada PAULA była bardzo ciekawa, gdyż chodziło o firmę amerykańską, co oznaczało, że agent przedostał się do środowiska, które wytyczne, instrukcje, dyrektywy i wszelkie dokumenty StB definiowały jako GW, czyli GŁÓWNEGO WROGA – tak nazywano przede wszystkim Stany Zjednoczone, jak i inne kraje kapitalistyczne. Tyle, że PAULO w syndykacie zarabiał naprawdę solidnie i efekt był taki, że już w sumie nie potrzebował dodatkowego zarobku od towarzysza z kraju socjalistycznego. Zaczął więc olewać spotkania ze swoim OP. Towarzysz Jezerský dobrze wyczuł, co jest grane i dlatego postanowił, iż wywrze na agenta wpływ ideologiczny. Tajny współpracownik PAULO pracując wciąż we wpływowych gazetach i w amerykańskim syndykacie, który według wcześniejszych raportów PAULA intensywnie ingerował w brazylijskie sprawy (tym bardziej agent umiejscowiony tam był pożyteczny) był wręcz bezcenny, trzeba było zatem zrobić wszystko, by go nie stracić i by równocześnie zdecydowanie poprawić jego dyscyplinę. Towarzysz Jezerský zdawał sobie sprawę z tego, że nie przebije swoją ofertą finansową kapitału amerykańskiego (fundusz agenturalny rezydentury nie był co prawda mały, ale mimo wszystko jego możliwości były ograniczone), dlatego zdecydował, że jego argumentacja musi zasadzać się na innych wartościach.

Oddajmy więc znów słowo towarzyszowi Jezerskiemu (tekst mimo ze tłumaczony z czeskiego oddaje jego stylistykę)”:

„Powiedziałem mu, że mi się wydaje, że on się strasznie zmienił w swoich przekonaniach. Że porusza się w środowisku trustów zagranicznych, gdzie ma możliwość widzieć, jakimi środkami oni przekupują ludzi i zdobywają ich dla siebie, że w tym celu łożą milionowe sumy. Podczas gdy my, jak sam kilkakrotnie stwierdził, nie mamy takiego wielkiego gestu, że my prawie nic nie robimy przeciwko Amerykanom. Powiedziałem mu, że my nigdy nie będziemy używali sposobu, jaki stosuje USA, by ludzi kompromitować i przekupywać, ponieważ kogo można kupić raz, tego można kupić ponownie i taki człowiek to już wątpliwy element. My, przeciwnie, wierzymy w ludzi, w ich charakter, w ich przekonania. Jesteśmy głęboko przekonani, że pracujemy na rzecz nowego ładu, który musi zwyciężyć i który coraz bardziej zdobywa przewagę. On patrzy na wszystko oczami mięsnych trustów, bo w tym środowisku żyje.

My na wszystko patrzymy z o wiele szerszej perspektywy. On zna potęgę gospodarczą i finansową USA, ale nie zna potęgi naszego obozu. Mnie się wydaje, że jakby traci to zaufanie, które miał. Ja myślałem, że mogę go uważać za przyjaciela, ale jego postępowanie pokazuje, że albo się myliłem, albo on zmienił swoje przekonania. Wskazałem na międzynarodowe sukcesy ZSRS i naszego obozu na polu polityki międzynarodowej, na postęp techniczny (ostatni przypadek – Gagarin), kiedy ZSRS już mocno wyprzedził USA z całą tą ich techniką. Wskazałem na to, że on nie zna historii ruchu w krajach demokracji ludowej, że ZSRS zaczynał od zera i po tym, jak został znów zniszczony w następstwie wielkiej wojny, w krótkim czasie podniósł się na dzisiejszy poziom. By mógł się lepiej zorientować, poleciłem mu książkę “WIELKI SPISEK przeciwko ZSRR” Sayersa i Kahna, która została teraz wydana w Brazylii. Kupiłem ją dla niego i przekazałem mówiąc, że nie ma teraz innego zadania, jak tylko przeczytać książkę, której treść ja znam i będę z nim ją konsultował (rozmowa była oczywiście dłuższa, to zwięzły skrót).

PAULO zareagował tak, że najpierw przepraszał, że … miał mało czasu. Przekonywał mnie, że swoich poglądów nie zmienił i że już będzie uczciwie przychodzić na spotkania. I choć nie będzie miał niczego albo będzie miał mało czasu, to i tak przyjdzie i wyjaśni sytuację.

Książę czytał „Wielki spisek”. Na następnym spotkaniu powiedział, iż przeczytał już 200 stron, że teraz jest dla niego wszystko o wiele bardziej jasne i zapytał mnie, kim właściwie on jest, jaki jest jego tytuł. Powiedział dosłownie: “Czyli ja jestem kimś w rodzaju agenta Ministerstwa Spraw Zagranicznych Czechosłowackiej Republiki Socjalistycznej czy mam inny tytuł?” (w tym miejscu należy wyjaśnić, iż jego przyjaciel Jezerský był dla niego dyplomatą, nie szpiegiem, albowiem Jezerský pracował na ambasadzie ČSSR w Rio i nigdy nie powiedział swojemu agentowi, że tak naprawdę jest rezydentem czechosł. wywiadu w Brazylii – przyp. vp) Powiedział, że czyta o działalności Reily`ego w ZSRS i uważa, że poleciłem mu tę książkę, by dla niego wszystko stało się bardziej jasne.

Odpowiedziałem, że książkę poleciłem mu, by miał on jasność odnośnie tego, jaka była w tych czasach sytuacja w ZSRS, jak wszystko było zniszczone i jak Związek Sowiecki zaczynał od zera … Że poprzez tę książkę chciałem wzmocnić jego przekonania w tym sensie, by zrozumiał, że nasz ład bazuje na prawdziwej wolności wszystkich warstw społecznych i że jest sprawiedliwy i nie można go pokonać. Że nie pokonano go w czasie, kiedy ZSRS był słaby i zdezorganizowany, czyli dziś myśleć o pokonaniu obozu demokracji ludowej to czyste szaleństwo.

Jeśli zaś chodzi o kwestię jego tytułu, to trzeba widzieć, że książkę napisali dziennikarze amerykańscy, że pojęcia są tam używane w duchu kapitalistycznym. My nie używamy wyrazu agent, my nawet nie mamy agentów. My wierzymy w charakter ludzi, mamy przyjaciół i pomocników, którzy pomagają zarówno nam, jak i swemu krajowi i pokój miłującym ludziom całego świata. Takich pomocników bardzo szanujemy, nie uważamy ich za agentów, ale za naszych pomocników–przyjaciół i według tego z nimi postępujemy.

Szanujemy też to, że on nam pomaga, uważamy go za swojego przyjaciela, który pomaga nam demaskować cele i taktykę imperialistów i wrogów pokoju.

PAULA zadowoliła moja odpowiedź. Poleciłem mu, by przeczytał całą książkę, że ją potem razem omówimy. Powód dla którego mu ją dałem, mu wyjaśniłem, niech się w tym nie doszukuje czegoś wyjątkowego, gdyż niczego wyjątkowego w tym nie ma…”

„Od tej pory przychodzi na spotkania” – pisze towarzysz wywiadowca w swoim raporcie dalej. „Kolejne spotkania poświęciłem przygotowaniu OA Tajvan i Tlak.” …

„Moim zdaniem,” kończy raport Jezerský, „ trzeba będzie nakierować PAULA, by zdobywał wiadomości lub dokumenty i robił AO tak, by można było go za to nagradzać. Jakkolwiek jego sytuacja finansowa jest teraz względnie dobra, to pieniądze, na przekór jego przekonaniom, są dla niego dużą siłą napędową.”

Tyle obszerny cytat z raportu tow. oficera prowadzącego…

https://www.facebook.com/brasilstb/photos/a.381531675339324.1073741831.380327268793098/381531695339322/?type=3&theater jedna strona z omawianego raportu towarzysza Jezerského w sprawie szkolenia politycznego
To żaden patriota ani nacjonalista

Czechosłowacki wywiad w Brazylii w latach 60. ubiegłego wieku pracował z wieloma agentami. Jednym z nich był dziennikarz Roberto Plassing, agent PAULO (później otrzymał on pseudonim KAT). Spotkania organu prowadzącego (czyli oficera wywiadu) z agentem odbywały się dosyć często i można powiedzieć, iż komunistyczni szpiedzy mieli okazję dobrze poznać swojego agenta. Zresztą na tym polegała ich praca, a doskonała znajomość człowieka oraz ocena pozycji, którą zajmował i jego przydatności, była przesłanką do jego zwerbowania. KAT, z którym jego OP przeprowadził rozmowę ideologiczną (więcej o niej – w tekście: „My nie mamy agentów”), został w roku 1962 przekazany innemu wywiadowcy, gdyż ten poprzedni wrócił do ojczyzny. W ramach tego przekazania oficer StB (Bezpieczeństwa Państwowego, czyli tajnej politycznej policji, której wywiad był częścią) napisał ocenę pt. „Notatka o stanie agenta KATA przy przekazaniu”. W notatce tej pisze on o tym, w jaki sposób można agenta wykorzystywać, nad czym pracuje itd. W punkcie: Postępowanie z KATEM organ prowadzący odnotował: „KAT uważa, że pracuje dla pracownika MSZ, ale ma świadomość, że chodzi o pracę, która nie jest dla pracownika MSZ normalna i dlatego stara się kontakt ukrywać.” Innymi słowy – wie, że jest agentem, pomimo, iż wcześniej towarzysz rezydent wbijał mu do głowy słowa: „my agentów nie mamy „. Ale o wiele groźniej brzmią inne słowa z tej notatki: „KAT nie jest żadnym nacjonalistą i patriotą i można go wykorzystać także przeciwko Brazylii.” Słowa te napisał ten sam rezydent, oficer wywiadu, który zwerbował KATA na bazie ideologiczno-finansowej, czyli coś ideowego w nim widział, ale po jakimś czasie współpracy, gdy go stosunkowo dobrze poznał (rozpracował, jak to określają teczki StB), ową ideowość zupełnie wykluczył. Ideowość w rozumieniu ówczesnych wywiadowców oznaczała lewicowe, postępowe przekonania.

Przekazanie innemu OP nastąpiło w 1962 r., współpraca z agentem trwała de facto do roku 1964. Potem wywiad wolał zrezygnować z usług tego człowieka, ponieważ jego interesowne podejście do współpracy (to, że pracował tylko z powodu wynagrodzenia finansowego) w utrudnionych warunkach po (prawicowym) puczu wojskowym w 1964 r. nie dawało gwarancji, że nie zdradzi, czyli nie sprzeda się brazylijskim organom kontrwywiadowczym i następnie nie wyda im swego OP. Osoba agenta KATA jest dosyć zagadkowa. Podczas gdy innych agentów z mniejszym lub większym powodzeniem potrafimy zidentyfikować, znaleźć różne informacje w źródłach brazylijskich, ten człowiek tam praktycznie nie istnieje. Po prostu zero informacji. Nic. U dziennikarza, który do 1964 roku sporo publikował przynajmniej w trzech gazetach, miał dobrą i ważną posadę, jest to naprawdę co najmniej dziwne.

Ale to nie koniec tych dziwnych spraw – jego teczka w archiwach StB, według pieczątki w Protokole operacyjnych teczek archiwalnych (Archivní protokol agenturně operativních svazků), została w grudniu 1983 zniszczona. To, iż można teczkę studiować oznacza, że jej nie zniszczono. Po prostu istnieje.

Współpracownik ten był oceniany jako stosunkowo dosyć pożyteczny, z jego pomocą udało się przeprowadzić kilka spraw operacyjnych – dodajmy, że z punktu widzenia StB – udanych. Rozważano nawet jego wykorzystanie poza terytorium Brazylii, wywiad chciał go wysłać do Afryki, by tam zrobił rekonesans w pewnym kraju. Sformułowano konkretną propozycję, którą złożono na biurku ministra spraw wewnętrznych, czyli głównego zwierzchnika StB. W stosownym dokumencie napisano, że w Portugalskiej Gwinei rozwija się ruch narodowo-wyzwoleńczy, z którego czołowymi działaczami na emigracji nasz wywiad utrzymuje kontakt. Dalej, że w celu rozpoznania sytuacji wywiad zamierza tam wysłać agenta KATA, by ten przeprowadził podstawowy rekonesans i zdał z niego raport (26.10.1961 – sprawa: wysłanie agenta rezydentury Rio de Janeiro z zadaniami wywiadowczymi do Portugalskiej Gwinei).

Podróż ta, którą wstępnie uchwalił minister i na którą zgodził się i agent (ale nie powiedziano mu, dokąd konkretnie ma pojechać, mowa była tylko o pewnym państwie afrykańskim) w końcu nie odbyła się.

(Więcej o działaniu czechosłowackiego wywiadu w tej portugalskiej kolonii można przeczytać w czasopiśmie „Securitas Imperia” nr 9, w tekście Martina Pulca.) Dziś wiadomo, że czechosłowacki wywiad zwerbował samego szefa ruchu narodowo-wyzwoleńczego Portugalskiej Gwinei, Amilcara Cabrala, będącego agentem od 1961 do 1973 r. kiedy to został zamordowany.

Z podobną misją wysłano później KATA do innego państwa, do Paragwaju, czyli do kraju, w którym nie było ambasady żadnego kraju socjalistycznego, który był dla krajów komunistycznych totalnie poza zasięgiem, ale który był także ciekawy i ważny i trzeba go było zbadać. Agent KAT, który jako Brazylijczyk, nota bene pracujący dla amerykańskiej firmy, mógł tam jechać bez najmniejszych kłopotów. Spisał się tam nie najgorzej, nie najlepiej. Ale za zapłatę wykonał to, czego od niego oczekiwano. Ale to już inna historia…

vp

dodano: 14.12.2014

Udostępnij:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *