Victor Zannier Valenzuela (1925 – 2009)
Gemini pisze:
Victor Zannier był boliwijskim dziennikarzem. W latach 60. pełnił funkcję dyrektora gazety „El Mundo”. Był również prawnikiem związanym z ruchem komunistycznym.
Zannier odegrał kluczową rolę w przemyceniu dziennika Che Guevary z Boliwii na Kubę. Otrzymał mikrofilmy z pamiętnikiem od ówczesnego ministra spraw wewnętrznych Boliwii, Antonio Arguedasa. Zannier ukrył mikrofilm w okładce płyty z boliwijską muzyką ludową i przewiózł go do Chile, skąd dalej trafił na Kubę.
W latach 50. Victor Zannier był również koordynatorem ds. chłopskich w MNR (Movimiento Nacionalista Revolucionario).
Tyle
Na zdjęciu poniżej widzimy kościół ewangelicki w słowackiej gminia Limbach i nie jest to wcale bez związku z Zannierem. „José”, taki pseudonim otrzymał od czechosłowackiego wywiadu (I Departament MSW), bowiem w grudniu 1960 r. odwiedził gminę Limbach, ale to wcale nie był jedyny punkt dla niego bardzo interesującej i taniej podróży po ówczesnej Czechosłowacji.

Jak się ten Boliwijczyk w ogóle znalazł w komunistycznej Czechosłowacji zimą 1960 r.?
Najpierw musimy zgodnie z prawdą uprzedzić, iż teczka agenturalna „José” nie oszałamia ani rozmiarem ani treścią. Miała zaledwie czterdzieści stron i była prowadzona przez niecałe trzy lata, a tak naprawdę poza momentem zwerbowania agenta nic szpiegowskiego w niej nie ma. Czyli Zannier był co prawda prowadzony przez StB w kategorii agent, ale jakość czy przydatność jego tajnej współpracy, jak wynika z lektury tej dokumentacji, była de facto zerowa. Czyli w przeciwieństwie do całej rzeszy osób, które miały jakieś relacje z czechosłowackimi szpiegami i które nigdy nie zostały wprowadzone do rejestru agentów, ale które tak naprawdę były nie tylko wartościowymi źródłami informacyjnymi, ale często ofiarnie i skutecznie wykonywały różnego rodzaju zadania na rzecz wywiadu czechosłowackiego, to Victor Zannier był pod tym względem bezużyteczny i można powiedzieć, że nie splamił się współpracą z komunistycznym wywiadem czechosłowackim. Mimo to warto poświęcić słów kilka tej postaci a temu krótkiemu epizodowi w jego życiu, kiedy był przez StB prowadzony jako jej tajny współpracownik.
Pierwszym zastanawiającym momentem jest ta okoliczność, iż Victor Zannier został pierwszym boliwijskim agentem czechosłowackiego wywiadu jeszcze zanim w ogóle powstała rezydentura La Paz. Ta powstała w 1961 r., natomiast akt werbunku agenta „José” został dokonany 6. grudnia 1960 r. w Pradze. I tak oto powoli przechodzimy do pytania sformułowanego powyżej. Co robił ów boliwijski dziennikarz i polityk w zimowej Czechosłowacji w 1960 r.
*
Zannier był w kontakcie z czechosłowackim poselstwem w La Paz od 1958 roku. Był zainteresowany zakupem maszyny drukarskiej od Czechosłowacji dla swojej gazety „El Mundo”, którą wydawał od 1956 roku w Cochabambie, wówczas drugim co do wielkości mieście Boliwii. Chociaż w La Paz nie funkcjonowała jeszcze rezydentura praskiego wywiadu, działała tam już za pośrednictwem swojego tajnego współpracownika, którym był agent (tzw. współpracownik ideologiczny) o pseudonimie „Velek”, czyli szef misji (chargé d’affaires) Miloš Veselý (nr rej. teczki 41295). Ten agent był bardzo aktywny i nie ograniczał swojej działalności jedynie do czechosłowackich pracowników przedstawicielstwa, dobrze radził sobie w nawiązywaniu kontaktów z lokalnymi mieszkańcami i wszystko rzetelnie zgłaszał do praskiej centrali wywiadu. Centrala kierowała „Velkiem” poprzez korespondencję i kurierów. Sprzedaż maszyny drukarskiej Zannierowi ostatecznie nie doszła do skutku, choć ten człowiek był dla StB bardzo interesujący. Miał postępowe poglądy, był aktywnym i wpływowym członkiem ówczesnej partii rządzącej MNR (Movimiento Nacionalista Revolucionario, czyli Rewolucyjny Ruch Nacjonalistyczny) i – co najważniejsze – był antyamerykański. Cennymi dla StB były również jego rozległe kontakty, do których należeli m.in. ówczesny wiceprezydent kraju czy prezydent Wenezueli oraz inni czołowi politycy w Chile i Peru.
Decydujący moment, który wprowadził Zanniera do rejestru czechosłowackiej Bezpieki Państwowej (StB), był związany z jego podróżą do Europy, którą odbył w listopadzie i grudniu 1960 roku. Boliwijski wydawca gazety „El Mundo” załatwił sobie zaproszenie do Niemiec Zachodnich (na koszt tego kraju) w ambasadzie zachodnioniemieckiej, skąd już wcześniej kupił maszynę drukarską, ale rozszerzył swoją wycieczkę także o Czechosłowację, skąd miał przecież blisko z Niemiec. Jego wyprawa do Europy obejmowała również Francję, NRD i Austrię. W czechosł. poselstwie za pośrednictwem agenta „Velka” załatwił sobie zaproszenie od czechosłowackiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych (czyli ponownie chodziło o pokrycie kosztów tej podróży, zaprosił go Dział Prasowy ministerstwa) i pojechał do Pragi oraz innych miejsc. Spotkał się tam m.in. ze swoim bratem Hugo, któremu załatwił możliwość studiowania na Czeskim Uniwersytecie Technicznym w Pradze (ČVUT).
Pierwsze kontakty StB w Pradze
W Pradze oczywiście natychmiast zajęła się nim StB, czyli cywilny wywiad zagraniczny (I. Departament MSW) Pierwsze spotkanie z tzw. typem, czyli człowiekiem, którego agent „Velek” już rozpracowywał w Boliwii, odbyło się 23 listopada w hotelu Palace. Ze strony wywiadu sprawą na naszym terytorium zajął się oficer o kryptonimie „Svatoň”, czyli Vladislav Slezák, pracownik Amerykańskiego Działu Wywiadu, z zawodu ślusarz maszynowy, do 1958 roku pracował w Straży Granicznej, potem znalazł się w wywiadzie, gdzie w kolejnych latach działał w rezydenturach w Bogocie, Buenos Aires, Caracas i Waszyngtonie. W wywiadzie StB działał aż do lat 80. Zadanie „Svatonia” polegało na typowaniu człowieka oraz uzyskaniu i potwierdzeniu podstawowych informacji o nim. Spotkanie przeciągnęło się, ponieważ Zannier z bratem mieli zapewnione bilety na „Sprzedaną narzeczoną” (operę Bedřicha Smetany), potem jeszcze poszli do winiarni w Słowiańskim Domu, wieczór typowania trwał więc do drugiej w nocy. Potem Zannier wyjechał na kilka dni do NRD, skąd ponownie zawitał do Pragi.
„Como no?” – początek współpracy

Na Mikołajki, czyli 6 grudnia, oficer ponownie spotkał się z Boliwijczykiem, o czym sporządził notatkę służbową, którą nazwał „Notatka z przeprowadzenia I części rozmowy werbunkowej z ZANNIEREM Victorem”. Innymi słowy – podczas pobytu cudzoziemca w NRD wywiad dokonał analizy informacji uzyskanych przez „Velka” w Boliwii i podczas spotkania jego oficera w Pradze, dochodząc do wniosku, że nie ma na co czekać i tego Boliwijczyka należy natychmiast pozyskać jako agenta czechosłowackiego wywiadu. Nie będziemy tu wchodzić w szczegóły, ale StB dała mu tego dnia 500 koron (co wówczas stanowiło mniej więcej połowę przeciętnej miesięcznej pensji), ponieważ dowiedziała się, że jest w trudnej sytuacji finansowej, co Zannier po pewnym wahaniu przyjął, dając tym samym praskim szpiegom znak, że jest gotów na głębszą współpracę. Była o tym również mowa – mianowicie oficer wyjaśnił mu, że strona czechosłowacka byłaby zadowolona, gdyby regularnie informował ją o bieżących problemach politycznych i gospodarczych kraju oraz o wpływie i sposobie penetracji USA w Boliwii. „Svatoň” skonkretyzował to wymaganie, mówiąc, że Zannier powinien spisywać te spostrzeżenia i przekazywać je w kopercie Veselému w Boliwii, który dostarczy je pocztą dyplomatyczną do Pragi.
Oficer wywiadu zanotował, że Zannier podczas jego słów zgadzał się kiwając głową, był całkowicie spokojny, a jego natychmiastową reakcją po przedstawieniu form współpracy były słowa „como no”, co oznacza „oczywiście”, takie „dlaczego nie”. Dodał następnie, że chętnie będzie użyteczny i że może to robić. „Svatoň” następnie zapewnił go, że będzie – cytuję – „za tę jego pracę dla nas odpowiednio honorowany, abyśmy mu zrekompensowali czas, który tym straci… i nie chcielibyśmy, aby na współpracy z nami tracił”. Dziennikarz i przedsiębiorca z Boliwii formalnie wykazał pewne wahanie, zapewniał, że chce pomagać jako przyjaciel, ale oficer wywiadu ocenił jego reakcję słowami: „jestem przekonany, że będzie brał również w Boliwii”. Potem, zgodnie z jego życzeniem, zabrał go jeszcze na wycieczkę do Karlowych Warów i Mariańskich Łaźni.
31 grudnia tego samego roku na biurko ministra spraw wewnętrznych Rudolfa Baráka dotarł raport o pozyskaniu cudzoziemca do współpracy. W nim kapitan „Svatoň” podsumował dotychczasowy przebieg sprawy i stwierdził, że pozyskanie do współpracy zostało przeprowadzone poza planem pracy w ramach aktywnego rozpracowywania bazy cudzoziemców wizowych.
Dalsze działania
Ów biurokratyczny akt, czyli meldunek do ministra o zwerbowaniu agenta, poprzedzała druga faza pozyskania – StB zorganizowała cudzoziemcowi kolejną wycieczkę, tym razem na Słowację. W dniach 8-9 grudnia, z zaangażowaniem finansów i środków StB w celu „umacniania przyjacielskich stosunków”, Zannier mógł odwiedzić Bratysławę (gdzie m.in. Zakłady im. Jiříego Dimitrowa „Mír”) i miejscowość Limbach. StB niczego nie pozostawiła przypadkowi i nawet dwaj inżynierowie, którzy towarzyszyli ciekawemu Boliwijczykowi w zakładach chemicznych, zostali wybrani spośród agentów czechosłowackiej tajnej policji. W Limbachu Zanniera zainteresowali miejscowi Romowie (dowiedział się, że nawet socjalistyczna Czechosłowacja musi rozwiązywać „kwestię rasową”), wieczorem w winiarni grała mu cygańska orkiestra włoskie piosenki (jego ojciec był Włochem z pochodzenia), co przyszłego agenta „José” naprawdę wzruszyło.
Po powrocie z Limbacha „Svatoň” w końcu dowiedział się, co skłoniło Zanniera do odwiedzenia Czechosłowacji – nie tylko wizja wycieczki opłaconej przez kraj goszczący, ale przede wszystkim chodziło mu o uzyskanie kredytu w wysokości 10 000 – 20 000 dolarów amerykańskich na jego gazetę „El Mundo”. Te pieniądze były mu potrzebne do modernizacji jego przedsiębiorstwa prasowego, aby mógł – jak twierdził – zwiększyć nakład i poprawić możliwości oddziaływania propagandowego na ludność. Kapitan wywiadu oczywiście nie miał osobistych kompetencji, aby na miejscu decydować o tak poważnej sprawie, ale obiecał, że sprawa zostanie omówiona z odpowiednimi organami. Nawiasem mówiąc – koszty tej krótkiej wycieczki wyniosły 1109 koron (taksówki, wyżywienie, bilety lotnicze, hotel). Pokrył je wywiad.
10 grudnia „Svatoň” ponownie spotkał się z Zannierem, na spotkaniu w praskiej kawiarni Alfa omówił z nim szczegóły, kwestie techniczne, przyszłej współpracy, Boliwijczyk na wszystko się zgodził. I otrzymał kolejne 46 dolarów amerykańskich w kopercie, jako wsparcie na bieżące wydatki. StB kupiła mu jeszcze bilet na pociąg do Austrii, dokąd przyszły agent chciał pojechać i kupić prezenty dla rodziny, ale miał tylko 6 dolarów, dlatego pomoc od StB bardzo mu się przydała.
13 grudnia z Zannierem spotkał się kolejny oficer StB – towarzysz „Treml” (Jiří Kadlec, pierwotnie z zawodu fryzjer), oficer z doświadczeniem operacyjnym z Brazylii (w 1952 roku założył tam rezydenturę), z którym wówczas prawdopodobnie liczono się, że zostanie skierowany do La Paz. Ten dowiedział się, że kredyt, o który Boliwijczyk prosi, miał wynosić do 50 000 dolarów. Ale ani on nie był w stanie dać mu wiążącej odpowiedzi, jedynie zapewniał Zanniera, że jego prośba zostanie przekazana. Interesujące jest wrażenie, jakie Zannier wywarł na bardziej doświadczonym oficerze wywiadu „Tremlowi” – chociaż właściciel gazety „El Mundo” prezentował się jako „człowiek prokomunistyczny i o wyraźnie lewicowych poglądach”, to jednak oficer StB potem zauważył, że jest to „gadatliwy, sprytny facet, który stara się uzyskać jak największe wsparcie dla swojego pisma”. Zannierowi tego jednak nie powiedział, jego natomiast zapewnił, że w przypadku pomocy z Czechosłowacji zwiększyłby nakład i rozprowadzał gazetę po całej Boliwii.
Wydaje się, że te kolejne grudniowe spotkania StB postrzegała jako drugi etap pozyskania, po tym, jak informacja o pozyskaniu agenta została wysłana do ministra spraw wewnętrznych (czyli głównego przełożonego wywiadu) i zatwierdzona, proces pozyskania i wprowadzenia do akt został biurokratycznie zakończony – stało się to 13 stycznia 1961 roku – tego dnia formalnie założono teczkę agenturalną o numerze rejestracyjnym 42985, dzięki czemu agent „José” stał się zatwierdzonym i zarejestrowanym świadomym tajnym współpracownikiem czechosłowackiego wywiadu.
Odrzucenie wniosku o pożyczkę i dalsze wątpliwości
W teczce, w której, jak już wspomniałem, niewiele się znajduje, jest zapis dotyczący pożyczki, o którą Zannier prosił w Pradze. Data sporządzenia dokumentu jest nieczytelna, podobnie jak podpis funkcjonariusza StB, który opracował to „Ustosunkowanie się do wniosku o pożyczkę”. Prawdopodobnie zostało sporządzone wkrótce po 17 stycznia 1961 roku, ponieważ zawiera ważną informację, że do tego dnia agent „José” nie zrobił tego, do czego zobowiązał się w Pradze – mianowicie po powrocie ze swojej europejskiej wycieczki do Boliwii miał nawiązać kontakt z „Velkiem” i przekazać mu pisemnie opracowany przegląd swoich kontaktów oraz zbiorcze sprawozdanie z działalności Amerykanów w Boliwii i innych krajach Ameryki Łacińskiej. ów dokument (Ustosunkowanie się…) ujawnia, że ta kwestia była poważnie omawiana i że rozważano możliwość przejęcia kontroli nad gazetą „El Mundo”, co mogłoby być pożądanym narzędziem w prowadzeniu polityki wpływu w Boliwii. Jednak mimo że była to inicjatywa formalnie zarejestrowanego agenta, decyzja StB była odmowna. W dokumencie tym przytoczono powód tej odmowy: jest to niesprawdzony agent, który jeszcze nie jest skompromitowany, dotychczas niczego nie dostarczył i nie można zagwarantować, że będzie inaczej. Nie oznaczało to jednak ostatecznej odmowy – zalecono, aby „Velkowi” w La Paz przekazano, że ma „Josému” polecić, aby o pożyczkę poprosił oficjalnie, za pośrednictwem poselstwa – że ta forma zostanie wówczas rozważona i w jakiejś wysokości lub formie zostanie mu udzielona. Chodziło przecież o 50 000 dolarów, co wtedy było naprawdę dużo.
„Velek” został poinstruowany, aby utrzymywać kontakt z „José”, a w przypadku, gdyby agent wykazał większą inicjatywę (w wypełnianiu zadań wywiadowczych), wówczas można by rozważyć jakieś możliwości zgodne z prośbą agenta.
Ostateczne wnioski i zamknięcie sprawy
Oficer wywiadu „Treml” miał w 1961 roku możliwość wyjazdu do Boliwii w ramach misji ministerstwa spraw zagranicznych, podczas tego pobytu miał za zadanie sprawdzić agenta. Doszło do tego i wnioski „Tremla” z tej weryfikacji nie były zbyt optymistyczne. Największą słabością agenta było to, że jego możliwości były raczej lokalne (ograniczone do Cochabamby) i że „kiedy się napije, zbyt dużo mówi”. Oficer wywiadu spotkał się z nim dwukrotnie, ale starał się uzyskać informacje o nim również z innych boliwijskich źródeł – np. od szefa Czechosłowacko-Boliwijskiego Centrum Przyjaźni, który znał Zanniera od dziecka. I ten (prawdopodobnie Alvaro Bedregal Iturri) wypowiadał się o Zannierze dość negatywnie. Twierdził o nim, że to „próżny karierowicz”, który sprzeniewierzył pomoc rządową polegającą na możliwości rozprzedaży smalcu i mąki z amerykańskiej pomocy żywnościowej dla Boliwii, te środki niezgodnie z przeznaczeniem bowiem przeznaczył na swoją gazetę, a połowę zatrzymał dla siebie (miało to być 20 000 dolarów).
W maju 1961 roku Victor Zannier rzeczywiście przekazał do poselstwa pismo, w którym oficjalnie prosi Czechosłowację o pożyczkę. Ponieważ wkrótce potem „Velek” został odwołany z La Paz, kontakt z agentem został przerwany.
Pod koniec roku StB dowiedziała się, że Zannier został na krótki czas aresztowany. W 1962 roku, jak już wiemy, zaczęła funkcjonować rezydentura czechosłowackiego wywiadu w La Paz, rezydent „Klička” dowiedział się, że Zannier pojawił się w poselstwie w maju 1962 roku, ale nie miał z nim kontaktu. Agent miał już wtedy nowy kryptonim – „Super”, rozmawiał z innym czechosłowackim przedstawicielem, agentem „Sukiem” (Josef Rutta, wieloletni agent czechosłowackiego wywiadu), więc „Klička” łatwo dowiedział się, co skłoniło agenta do wizyty. „Super” zwierzył się „Sukowi”, że w Cochabambie katolicki zakon Augustianów zamierza wydawać dziennik. Przyszli do niego z propozycją odkupienia jego dziennika, co on odrzucił. Czyli w obliczu nowej konkurencji ponownie nalegał, aby udzielono mu pomocy w modernizacji jego przedsiębiorstwa. „Klička”, który wysłał wiadomość o tym do praskiej centrali wywiadu, zwrócił również uwagę na to, że „Velek” przed odwołaniem z Boliwii poinstruował agenta, zgodnie z wytycznymi z Pragi, aby sam nie szukał kontaktu w ambasadzie, lecz czekał, aż ktoś nawiąże z nim kontakt.
Zatem jego majowa wizyta w czechosłowackim poselstwie była dla StB potwierdzeniem, że jest to „nierzetelny oportunista”. Centrala nakazała zatem „Kličce”, aby utrzymywał kontakt z agentem jedynie na oficjalnej płaszczyźnie, a jednocześnie nieustannie go sprawdzał.
Tak też się stało, okazja nadarzyła się jeszcze w maju – „Super” przyszedł do ambasady po raz drugi w krótkim czasie, tym razem „Suk” do rozmowy zaprosił również rezydenta, który w notatce napisał, że „Super” był „rozkojarzony, w rozmowie przeskakiwał z tematu na temat, oczami jeździł po wszystkich kątach. Nerwowo bawił się rękami i palił jednego papierosa za drugim, zawsze do połowy, potem gasił i po minucie powtarzał ponownie. Mówił bardzo szybko, chwilami wręcz niezrozumiale…”
Rezydent uzupełnił swoje spostrzeżenia opinią „Sumy” – to człowiek, którego na razie nie udało mi się zidentyfikować, ale był to przyszły agent (zwerbowany gdzieś na początku 1964 roku), człowiek z głęboką nienawiścią do imperializmu, członek partii PIR, zatrudniony w Ministerstwie Planowania. „Suma” miał powiedzieć „Kličce” o Zannierze, że to „bardzo zły człowiek. Gdybyś kiedykolwiek się z nim zetknął, bądź bardzo ostrożny. Ma bardzo podejrzane kontakty i jest sprzedajny. Będzie służył temu, kto mu lepiej zapłaci”.
Centrala, po otrzymaniu takich informacji i rozważeniu wszystkiego, co do tej pory zebrano na temat agenta, nie mogła dojść do innego wniosku niż ten, który sformułowała w instrukcji dla rezydenta w La Paz z dnia 20 lipca 1962 roku:
Ustalenia potwierdzają jego wiarołomność, chciwość, brak kręgosłupa i wyrachowanie. Jego zachowanie w placówce oceniam jako szantaż (podczas wspomnianej rozmowy z „Sukem” na temat wsparcia miał powiedzieć, że jeśli Czechosłowacja mu nie pomoże, zwróci się do USA). Polecenie, aby kontakt z nim odbywał się wyłącznie na oficjalnej płaszczyźnie, było nadal ważne, co więcej – gdyby agent chciał zaoferować informacje wywiadowcze, rezydent miał zachować obojętność, a nawet udawać, że nie ma pojęcia o kontaktach agenta z Czechosłowacją.
To jest ostatni zapis z tej dokumentacji teczki prowadzonej na agenta Zanniera.
Z tej lektury płyną dwa wnioski: Victor Zannier był agentem czechosłowackiego komunistycznego wywiadu tylko formalnie, nie realnie. Kilka ogólnych, powierzchownych informacji wprawdzie przekazał, ale nie miały one żadnej wartości wywiadowczej. Wykazał wprawdzie chęć współpracy, ale ta była – jak wynika z tych materiałów – motywowana jedynie jego osobistą korzyścią, czyli warunkowo.
Drugi wniosek jest jednak ciekawszy – oczywiście, ten materiał nie daje pełnego obrazu osoby Victora Zanniera, ale to niewiele, co czechosłowacka służba wywiadowcza o nim zgromadziła, nie rysuje zbyt pochlebnego obrazu tego człowieka. Chodzi wprawdzie o źródła, które zostały uzyskane w stosunkowo krótkim, około czteroletnim okresie (dokładnie w latach 1958-1962), ale jest to źródło dość ekskluzywne – wywiadowcze, gdzie – podobnie jak u dziennikarzy – zakładamy i to również widzimy – weryfikację informacji, uzupełnianie, krótko mówiąc dość solidną obiektywizację uzyskanych informacji.

Antonio Arguedas, minister spraw wewnętrznych, który polecił Zannierowi przeszmuglowanie dzienników Che, to też ciekawa postać – warto przeczytać, co napisał na jego temat np.”The Guardian”
Tekst, gdzie jest również mowa o Zannierze
Dodaj komentarz