@stbnobrasil 15.4.2017 „Kontakt rezydentura nawiązała w 63 r. i prowadzono go na bazie przyjaźni. W tym czasie jego ojciec był urugw. ministrem spraw zagranicznych i figurant był jego sekretarzem osobistym. W konsekwencji wydarzeń na scenie politycznej utracił możliwości operacyjne i przez to przestał być dla wywiadu politycznego ciekawy. a typ mu. Kontakt utrzymywano pomimo tego aż do roku 72. Jego obecna sytuacja nie jest znana.”
Istny skarb dla wywiadu
Powyższą notatkę sporządził oficer StB (używający pseudonimu Havel) w 1982 r., jest to krótkie i treściwe podsumowanie podstawowych informacji na temat figuranta, później nawet kontaktu poufnego o kryptonimie „Raro”.
Najpierw musimy stanowczo podkreślić, iż w tym przypadku nie mamy do czynienia z agentem, przynajmniej z formalnego punktu widzenia. Równoczesnie nalezy dodać, iż osobie tej poświęcono całą, a stosunkowo obszerną, podteczkę, gdyż był to kontakt pożyteczny, z początku nawet bardzo pożyteczny i pod wieloma względami spełniający warunki współpracy agenturalnej. Syn ministra spraw zagranicznych, który dla ojca robił sekretarza, to dla StB był po prostu istny skarb, który przy założeniu otwartości na kontakty z czechosłowackimi dyplomatami, będącymi tak naprawdę oficerami StB (wywiadu) nie utrzymywał z nimi przypadkowe kontakty czy luźne kontakty, ale chodziło o wartościowa współpracę. Nazwisko tego figuranta brzmi Alejandro San Martin Zorrilla. Czechosłowacki szpieg (pseudonim „Vlasák”), oficjalnie dyplomata na ambasadzie czechosłowackiej w Montevideo, poznał go w 1963 r., podczas niewinnych spotkań dyplomatycznych, na których bywał jego ojciec, która poza małżonka brał na nie też swego syna -0 w końcu sekretarza osobistego. I był to sekretarz wtajemniczony, jak meldował w 64 oficer czechosłowackiego wywiadu: „Zorrila to dla nas bezcenny figurant. Praktycznie wszystkie wiadomości, szyfry itd. przychodzą do ojca za jego pośrednictwem. Z tytułu swej funkcji sekretarza uczestniczy we wszystkich naradach, bo robi z nich notatki.” To oczywiście nie wszystkie możliwości syna ministra, jako człowiek dobrze usytuowany miał, pomimo młodego wieku, dobrze ulokowanych znajomych, a to też był dla wywiadu istotny atut. Kolejny organ prowadzący, czyli wywiadowca zajmujący się rozpracowaniem i prowadzeniem Raro odkrył, że ojciec swemu synowi płaci mało za jego prace na ministerstwie, ca to była istotna informacja, gdyż oznaczała możliwość zastosowania zachęty finansowej, za pomocą której można było figuranta zmotywować do pracy wywiadowczej. Po prostu: StB mogła zaoferować pieniądze za pewne usługi wykonywane przez nieświadomego informatora.
Historia nieświadomego informatora
Historia nieświadomego informatora, pseudonim „Raro” sama w sobie nie jest zbyt porywająca czy sensacyjna. Ale świetnie obrazuje metodologię pracy czechosłowackiego wywiadu zagranicznego. Jego ojciec już w 1965 r. przestał być ministrem, syn co prawda zamierzał zrobić karierę polityczną, ale niezbyt mu się to udawało. Ojcie był potem znaczącym działaczem w swej partii politycznej, nawet senatorem. „Raro” otrzymał pracę w parlamencie, ale nie były to już tak interesujące posady, jeśli chodzi o możliwość zdobywania informacji, jak te poprzednie. Mimo to kontakt nadal podtrzymywano. Praska centrala długo wahała się, czy nieświadomego informatora przeklasyfikować do kategorii Kontakt poufny, w końcu tego kroku oznaczającego awans wywiadowczy nie podjęto. „Raro” za informacje przekazywane wywiadowi nie był nagradzany finansowo, jakkolwiek kwestia ta była we wewnętrznej korespondencji pomiędzy rezydenturą i centralą wywiadu rozważana. ,Otrzymywał prezenty rzeczowe – whisky (czasami nawet całą skrzynkę z 12 butelkami) i papierosy amerykańskie (to była najlepsza waluta, ciekawe, że nie rozdawano czechosłowackich czy sowieckich papierosów), raz otrzymał nawet aparat fotograficzny (w cenie 1800 koron, co wówczas była równowartość bardzo, ale to bardzo dobrej miesięcznej pensji w Czechosłowacji, dodajmy, iż obdarowanie aparatem miało też swój wymiar praktyczny, współpracownik otrzymywał narzędzie pracy szpiegowskiej) i strzelbę czechosłowackiej produkcji wraz z 200 nabojami. Młody Zorrila był z punktu widzenia praskiego wywiadu ich człowiekiem, był do nich przywiązany poprzez podarunki, które przyjął, ale w końcu nic specjalnego z tego nie wyszło. Przyczyna tego niepowodzenia (czyli niedoprowadzenia figuranta do stadium współpracy agenturalnej) było to, iż młody Zorrilla po prostu nie zrobił kariery politycznej. Co prawda chętnie i solidnie przekazywał informacje, ale ich znaczenie wywiadowcze było nikłe a z czasem nawet zerowe. Nie nadawał się też za bardzo na agenta – organom prowadzącym (bez problemów podczas długiego kontaktu zmieniło się ich kilku) nie udało się kontakt dostatecznie zakonspirować. Zorrilla z jednej strony przestrzegał zalecenia dyplomatów z Pragi, ale zawsze niechcący w końcu złamał zasady konspiracji i rezydentura musiała go prowadzić jako normalny kontakt bez dalszej możliwości głębszego rozpracowania i pozyskania go jako agenta.
Trwało to długo
Nie bez znaczenia jest ta okoliczność, iż znajomość Rara z czechosłowackimi dyplomatami trwała bardzo długo. Mianowicie> od roku 1963 do roku 1972, w dwa lata później teczka została złożona do archiwum. Wywiadowi opłacało się zatem przez dziewięć lat utrzymywać kontakt, trzeba było temu poświęcić sporo czasu i pieniędzy, a przy tym ostatecznie kontakt ten nie przyniósł StB właściwie żadnych namacalnych i istotnych korzyści. Trzeba sobie uświadomić, iż każde spotkanie, a tych w trakcie tych dziewięciu lat było naprawdę sporo, musiał oficer StB należycie i starannie zapewnić. Obojętnie, czy spotkanie z informatorem trwało 5 minut czy dwie godziny, przygotowaniu musiał oficer poświęcić o wiele więcej czasu. Musiał mieć bowiem absolutną pewność, że w drodze na spotkanie i ze spotkania nie jest śledzony, a jeśli był, musiał zgubić „ogon”. Poza tym trzeba było się przygotować na spotkanie merytorycznie. Wychodzi na to, iż oficer StB musiał jednemu spotkaniu czy to z agentem czy tylko z informatorem poświęcić ogólnie średnio kilka (czasami nawet 8) godzin.
Nie zawsze cierpliwość i systematyczne podejście do działań w pracy wywiadu przynoszą oczekiwane rezultaty. To dokumentuje opisany przez nas przypadek. Ale wywiad musi być we swej nudnej pracy konsekwentny i także takim sprawom musi poświęcać uwagę. W przypadku Zorrilly swoja role odgrywało to, iż chodziło o człowieka młodego, z dobrej rodziny i perspektywicznego. Oficerowie prowadzący więc bacznie przyglądali się jego życiu, odnotowali jego ślub, urodzenie się dzieci, i to było ważne, gdyż relacja pomiędzy figurantem i wywiadowcą musiała być przyjacielska, głęboka i udająca nawet jakiś stopień intymności. Wszystko szło dobrze, tylko kariera polityczna figuranta nie.
Z meldunków wysyłanych do Pragi z rezydentury wynika, iż młody obiecujący mężczyzna cierpiał na przerost pewności siebie, Wywiadowcy go w tym raczej utwierdzali. Oni i on chcieli, by zrobił karierę polityczną – jemu chodziło – to można wyczytać z meldunków – raczej o zapewnienie sobie wygodnego i dostatniego życia tanim kosztem. Ta przesadna pewność siebie być może przyniosła efekt odwrotny od zamierzonego. Nie wiemy na razie, jak się potoczyły jego losy po zerwaniu kontaktu z StB. Być może prowadził normalne i szczęśliwe życie. Na internetu internecie nie ma o nim prawie żadnych informacji, co oznacza, że nie stał się osobą publiczną a żył raczej w cieniu. Dla służb wywiadowczych nie był już interesujący i to właśnie mogła być gwarancja jego życia – normalnego i w miarę udanego. Pewne jest to, iż z punktu widzenia StB Zorrilla nie przekroczył swoistą granicę, czyli nie stał się jej aktywnym i świadomym współpracownikiem, nie zdradził własnego państwa, własnej wspólnoty, nie sprzeniewierzył się. Niewykluczone, iż w pewnym momencie sam zauważył, że zbliża się do owej granicy i sam się świadomie wycofał.
Vladimír Petrilák
Dodaj komentarz